stycznia 02, 2014

Sylwestrowe S.O.S szyciowe

Umiejętność szycia na maszynie przydaje się w najmniej spodziewanym momencie:) Przekonałam się o tym jeszcze w starym roku....

Do tej pory szyłam rzeczy mniej lub bardziej przydatne - kosmetyczki, poduszki, pościele, przytulanki.....Wszystkie dotychczasowe szyciowe projekty były zawsze przemyślane, cztery razy narysowane na skrawku papieru a nawet jak zdarzało  mi się coś szyć bez dłuższego zastanawiania, to i tak był to kontrolowany spontan:) Przyszedł jednak moment, kiedy musiałam uszyć coś "na gwałt", bez planu, bez rozmyślania. Nagła potrzeba pojawiła się dzień przed Sylwestrową nocą...

Planów na Sylwestra najpierw nie mieliśmy, potem już były i wraz z planami wzrastała liczba osób, w towarzystwie których pożegnać mieliśmy stary rok a przywitać nowy. Liczba gości rosła, rósł i stół - stół mamy rozkładany, który zazwyczaj rozkładany nie jest...W zasadzie chyba nigdy rozkładany do pełnych rozmiarów nie był...a rozłożony musiał być, aby wygodnie przy nim siedzieć...

Nasz stół w pełnej krasie jest na tyle długi, że żaden obrus, który miałam w domu nie okrywał go w całości. Nie miałam też dwóch w jednakowych kolorach, więc jakiekolwiek zabiegi z łączeniem odrębnych obrusów nie miały szansy powodzenia. Skąd wziąć obrus o wymiarach 280x160 ????????

Szybka decyzja, szybkie krojenie, szybkie szycie. 30 grudnia o 23.30 usiadłam do maszyny i szyłam. Szybko - bez prasowania, bez szpilkowania, bez fastrygowania....Czasu nie miałam, więc nie bawiłam się w szwy kopertowe. Podwinęłam, wywinęłam, przeszyłam - powstał prosty obrus, bez zbędnych upiększeń. Sylwestrowe S.O.S. szyciowe zaliczam do udanych:) 

Pierwszy raz, właśnie tej przed sylwestrowej nocy, czułam się szczęśliwa, że moje zabawy z maszyną do szycia jednak do czegoś przydać się mogą. Powstała realna potrzeba, którą mogłam spełnić. Gdybym w październiku nie odkurzyła starego Łucznika to jestem pewna, że w Sylwestrowy poranek biegłabym do sklepu w poszukiwaniu odpowiedniego obrusa i jestem prawie pewna, że mogłabym mieć problem, aby w takim rozmiarze znaleźć....Obrus szyty w ramach sylwestrowego S.O.S. może mistrzostwem świata nie jest, ale lepszy taki niż żaden - przy okazji pozdrawiam te osoby, które przy tym obrusie spędzili ostatni wieczór starego roku i czytają mojego bloga:)

Wam również zdarzyło się kiedykolwiek szyć coś "na już" z potrzeby chwili?






9 komentarzy:

  1. Wielokrotnie musiałam szyć "na wczoraj". I muszę przyznać, że zawsze wyzwala to we mnie spore dawki adrenaliny. Chociaż i równie wiele nerwów tudzież powodów do przeklinania-)).
    Jeśli jednak są to przedsięwzięcia udane, przynoszą prawdziwą satysfakcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, to już zaprawiona w bojach jesteś:) Ja pierwszy raz szyłam coś "na wczoraj", bo do tej pory jakby nie patrzeć to miałam komfort czasowy - zero pośpiechu, zero presji, luuuuuz. Adrenalina? W takich akcjach chyba nawet jest potrzebna:) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Im więcej człowiek umie, tym bardziej może uniezależnić się od wielu czynników - taki wniosek można po przeczytaniu Twojego posta wyciągnąć :))
    Mnie się nie zdarzyło, miałam na szybko naprawy spodni, albo zszycie urwanego paska od torby. Ale kto wie, życie pełne jest wyzwań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidia, na pewno jest tak, że wiedza i umiejętności pomagają się uniezależnić od czynników zewnętrznych. Nie ma jednak co przesadzać w tej niezależności:) Najważniejsze aby niezależności szukać tam, gdzie można, bo przecież nic na siłę:)
      Naprawa spodni i zszycie urwanego paska "na wczoraj" to też wyzwanie. Dla mnie takie robienie czegoś szyciowego "na już" jest wielkim wyzwaniem, bo z maszyną jestem zakolegowana ale jeszcze nie na tyle zaprzyjaźniona, aby radzić sobie z lekkością w sytuacjach kryzysowych:)

      Usuń
  3. Gratuluję! Twoje pierwsze szycie "na wczoraj" z załączonego obrazka wygląda super :) Czasem takie "spontany" wychodzą najlepiej ;) Ja nigdy nie zapomnę sylwestra kilka lat temu jak zachciało mi się uszyć spódniczkę z dzianiny i 30-go siedziałam do 5 rano i szyłam ręcznie! Efekt nie był najgorszy, ale później oczywiście ją sprułam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, gratuluję! Nocka zarwana dla spódniczki na sylwestrową noc i do tego szyta ręcznie....Kochana, Twój wyczyn to dopiero wyzwanie. Mój obrus przy tym to drobiazg:) A dlaczego ją prułaś?

      Usuń
    2. Dzianina ręcznie szyta nie zdaje za bardzo egzaminu :D ale materiał na pewno się jeszcze na coś przyda ;)

      Usuń
  4. Tak, maszyna do szycia jest niezbędna! Dzięki niej można mieć wiele rzeczy na "już", a nawet "wczoraj" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, kiedyś nie powiedziałabym, że maszyna jest niezbędna:) Teraz uważam, że nawet jak nie na wielkie szycie to przynajmniej na drobne przeróbki maszyna się mocno przydaje i umiejętność jej obsługi:)

      Usuń

Zaangażowałam się w 100% tworząc ten post. Teraz czas na Ciebie, bo przecież wspólnie tworzymy ten blog, choć ja nim administruję. Będzie mi niezwykle miło, jeżeli:

a) zostawisz komentarz pod wpisem - każde Twoje słowo to dla mnie cenna wskazówka i sygnał, że jesteś ze mną
b) polubisz mój profil na FB - dzięki temu będziemy w ciągłym kontakcie
c) możesz mnie śledzić na Instagram i Pinterest, gdzie oprócz szyciowych tematów pokazuję troszkę mego prywatnego życia, ale uprzedzam - nie robię tego zbyt często (brak odpowiedniej ilości czasu)

Jeżeli ten wpis uważasz za cenny, podziel się nim proszę ze znajomym, udostępnij na swoim profilu w mediach społecznościowych.

TOP