października 07, 2016

Co robiła Adela, gdy jej nie było?



No nie było mnie - fakt. Byłam, ale się nie ujawniałam, nie pisałam, w zasadzie to też mało szyłam. Nie miałam siły, nie miałam ochoty, potrzebowałam czasu na zmierzenie się z życiem. Tak wiele się w ostatnich miesiącach działo...Wszystko razem i do kupy sprawiło, że musiałam usiąść i mieć czas na codzienność, na melancholię i zadumę.

Od razu chcę Was uspokoić, że nic złego nie dopadło ani mnie, ani moich dzieci i Moonsza. U nas wszystko w porządku, ale życie napisało taki scenariusz, że wiele zadziało się u osób bardzo nam bliskich. Była choroba, był szpital, było cierpienie a w rezultacie ostatnie pożegnanie....Trudno wtedy ot tak, po prostu udawać, że nic się nie stało, usiąść do maszyny i szyć. Jestem na co dzień twardzielką, która idzie do przodu bez względu na okoliczności. Nie tym razem. Maszyna jest moją odskocznią od tego, co dopada mnie w międzyczasie, ale okazało się, że nie w każdej sytuacji. Przez ten czas, kiedy zupełnie nic nie pisałam na blogu, trudno mi było zebrać w sobie kreatywność i lekkość w działaniu. Znacie pewnie to uczucie, prawda? Potrzebowałam czasu, aby ogarnąć w głowie wydarzenia sprzed kilku miesięcy, nabrać na nowo mocy do szycia i działania. Potrzebowałam czasu na to, aby na nowo poukładać proporcje czasu, jaki poświęcam na życie rodzinne, zawodowe i na szycie. To taki frazes może, ale jednak....Gdzieś w codzienności człowiek biega i biega, zapominając przy tym, że czas, który mamy nie jest z gumy....Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że muszę zwolnić i przetasować priorytety. Zrobiłam to.

Potem były wakacje, czas pierwszych samodzielnych wyjazdów młodszej latorośli i moim z tym związanym....a....powiem to - stresem :) Jak to Mama - przeżywałam bardziej od dziecięcia (skrycie oczywiście, żeby nie zniechęcić). Okazało się, że troski moje były niepotrzebne, bo wyjazd bez rodziców był fantastyczną przygodą. Letnie miesiące to też był czas na życie rodzinne, na bezstroskę i wyjazdy. Jak zwykle podczas wojaży wypatrzyłam maszynę :) Nawet materiały wypatrzyłam, ale ograniczone miałam możliwości wagowe walizki, więc musiałam się obejść tym razem bez zakupów. Pokażę Wam jednak pracownię krawiecką, jaką zauważyłam na jednym z 'zagramanicznych'  targowisk. Zauroczył mnie owerlok....i jak widać, prawdziwa pasja, chęć szycia obroni się w każdych warunkach. Nie potrzeba mieć pięknej pracowni, nie potrzeba mieć wypasionej maszyny żeby szyć. Wystarczy kawałek podłogi, stół, krzesło i oświetlenie.....





Po wakacjach przyszedł nowy rok szkolny, nowe wyzwania i nowy plan zajęć również dla mnie. Ogarnięty już w całości, testowany w praktyce, więc teraz mogę w pełni i w całości oddać się w wybrane wieczory temu, co kocham nad życie - szyciu. Mam znów dużo siły, jeszcze więcej pomysłów i sporo materiałów w szafie.

Informuję zatem, że szycie istnieje nadal w moim życiu. W ramach rozruchu popełniłam pierwsze próby uszycia tiulowych spódniczek. Zdjęcia mocno robocze, ale są. Szycie tej i innych spódniczek szło mi co najmniej ciężko. Pierwsze moje podejście do tiulu i okupione wielokrotnym pruciem. Z efektu finalnego jestem zadowolona, bo i zadowolona jest córka. Wyszło zwiewnie, wyszło lekko, wyszło jak na pierwszy raz całkiem dobrze. Więcej o tiulówkach napiszę w odrębnym wpisie i podzielę się z Wami przemyśleniami :) Dzisiaj tylko mała 'zajawka'. 


Wracam do wirtualnego świata blogerki szyciowej, witam się z Wami ponownie po przerwie i zapraszam do odwiedzin. Postaram się dostarczyć Wam sporo nowych inspiracji na jesienne i zimowe wieczory. 






10 komentarzy:

  1. Dobrze to sobie wszystko poukładałaś. Bardzo mądra z Ciebie kobieta.
    A teraz... JUPI!!!! Dobrze, że jesteś ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy! I przyjmij wyrazy współczucia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Adelko, z całego serca Ci współczuję i doskonale Cię rozumiem. I ja teraz zmagam się z takim trudnym doświadczeniem. Szyć, czasem coś uszyję, blogi przeglądam, bo to taka odskocznia. Ale publikować jakoś nie mam siły.
    Cieszę się bardzo, że wróciłaś i chce Ci się znów szyć i z nami być. Spódniczka jest urocza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Adelo, kiedy Cię nie było odkryłam Twojego bloga. Przygodę z maszyną dopiero zaczynam a pierwszą rzeczą, którą uszyłam na maszynie był słonik według Twojego tutorialu. Od tej pory powstały już dwa i kilka innych rzeczy. Dziękuję za inspirację. Bogusia

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Adelu, tak w zyciu kazdego jest taki moment... Ale cieszymy sie, ze wrocilas :) ja dzis skorzystalam z Twojego tutorialu na temat szwu kopertowego i uszylam super bieznik :) Pozdrawiam i dziekuje!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że wróciłaś :-) Witam ponownie i czekam na kolejne posty :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że jest nas więcej - tych, które pisały i zrobiły sobie w pisaniu i tworzeniu przerwę ... Okazuje się, że ten rok naprawdę jest trudnym rokiem i każe nam się mierzyć z najmniej oczekiwanymi przeciwnościami losu .... I ja ułożyłam swój plan i mam nadzieję, że z coraz większą energią i zapałem ten plan będę realizować :) Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Zaangażowałam się w 100% tworząc ten post. Teraz czas na Ciebie, bo przecież wspólnie tworzymy ten blog, choć ja nim administruję. Będzie mi niezwykle miło, jeżeli:

a) zostawisz komentarz pod wpisem - każde Twoje słowo to dla mnie cenna wskazówka i sygnał, że jesteś ze mną
b) polubisz mój profil na FB - dzięki temu będziemy w ciągłym kontakcie
c) możesz mnie śledzić na Instagram i Pinterest, gdzie oprócz szyciowych tematów pokazuję troszkę mego prywatnego życia, ale uprzedzam - nie robię tego zbyt często (brak odpowiedniej ilości czasu)

Jeżeli ten wpis uważasz za cenny, podziel się nim proszę ze znajomym, udostępnij na swoim profilu w mediach społecznościowych.

TOP