stycznia 16, 2015

Szycie to kosztowna pasja, czyli jak szyć i nie pójść z torbami:)

Postanowiłaś nauczyć się na maszynie? Fascynuje Cię szycie? Chciałabyś móc szyć coś dla swojego dziecka, dla siebie, dla domu? Brawo! Nowe wyzwania, czasami zupełnie "od czapy" są bardzo rozwijające. Sam fakt, że wpadłaś na pomysł zrobienia czegoś dla siebie, dla swojego rozwoju, to już duży krok. Ja też kiedyś podjęłam takie wyzwanie i nie żałuję. Nauczyłam się i wciąż uczę czegoś, co nigdy nie było nawet w moich myślach ani kręgu potencjalnych zainteresowań. Szyję na maszynie. Mniej lub więcej, lepiej lub gorzej, ale szyję. Ba! Bardzo to lubię. Szycie jednak - poza przyjemnością, którą mi daje - generuje również koszty..
I o kosztach będzie dzisiejszy wpis. Polecam go wszystkim - szyjącym i nieszyjącym - a szczególnie tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z szyciem lub dopiero mają zamiar spróbować swoich sił przy maszynie. Nie znajdziecie w tym poście konkretnej tabelki z wyszczególnionymi kosztami a jedynie ogólny zarys możliwych wydatków. Dlaczego tak a nie konkretne wyliczenia? Dlatego, że koszt pasji będzie i jest różny dla każdego z nas, bo każdy ma inny start, inne potrzeby, inne oczekiwania. Jedni szyją mniej, inni więcej....Jedni chcą od razu mieć nową maszynę z bajerami a inni spróbują na wiekowym modelu babci...

No właśnie - skoro szycie to musi być maszyna. Możliwości jest wiele. Najtańsza i w mojej ocenie najrozsądniejsza na początek opcja, to maszyna używana. Najlepiej taka, którą można pożyczyć od cioci, mamy, babci. Stary model, bez wielu szyciowych ułatwiaczy. Ja na takiej starej maszynie zaczynałam - Łucznik Predom 432 (możecie o niej poczytać tutaj - klik). Maszyna sporo starsza ode mnie samej, posiadająca ścieg prosty i zygzak - niewiele w porównaniu z dzisiejszymi maszynami:) Moja maszyna miała jeden plus - była za 0 złotych:) Gdybym jednak jej nie miała (maszyny oczywiście), to musiałabym się liczyć z kosztem przynajmniej kilkuset złotych na zakup nowej, własnej, osobistej. I na początku miałabym pewnie duuuży problem - wydać czy nie wydać:) Dzisiaj powiedziałabym - oczywiście, że wydać - ale wtedy, na początku....nie miałam pojęcia ani czy szyć będę, ani czy dam radę się nauczyć ani czy szycie polubię. 

Jak jest maszyna to muszą być nici i igły do maszyny. Nici można kupić za 3 PLN jak i za 30 PLN za szpulkę. O tych jeszcze droższych nawet nie piszę:) Pamiętać jednak trzeba, że dobre nici to lepsze szycie, bo maszyna ich nie zrywa, nie plączą się, itp. Ja na początku nie inwestowałam w dobrej jakości nici. Nawet nie z oszczędności, tylko z braku wiedzy:) - o niciach możecie poczytać tutaj.  A co z igłami? Przyjąć można, że średni koszt jednej igły to 1 PLN. Niewiele prawda? Może to jednak być znacząca kwota jeżeli igieł zużywamy sporo, bo...się łamią, bo dużo szyjemy, bo często wymieniamy. Na początku szyciowej drogi obstawiam spore zużycie z powodu łamania się igieł. Nie ma igły, nie ma szycia.....Jak macie ochotę o igłach poczytać więcej, to zapraszam Was tutaj - klik.

Maszyna jest, igły są, nici są. Podstawowe wyposażenie jest - czas na tkaniny. Moja zmora:) Tkaniny to największy wydatek. Nieważne czy zaczynasz dopiero przygodę z maszyną czy już szyjesz. Zawsze tkaniny to spory wydatek, bo niestety do tanich nie należą. Idziesz do sklepu i ceny tkanin z tzw. metra zaczynają się od 10-15 zł za metr. Tu, gdzie mieszkam taka cena to jest mega okazja. Zazwyczaj trzeba się liczyć z wydatkiem około 20-30 PLN za metr a jak jakaś lepsza, ładniejsza, grubsza, specjalna tkanina to jeszcze drożej. Są jednak sposoby na zminimalizowanie tych kosztów. 

Pierwszy z nich - skutecznie przeze mnie stosowany na początku szyciowej drogi - to zakup materiałów z tzw. końcówek. Kupowałam tkaniny w markecie budowlanym za przysłowiowe grosze (pisałam o tym tutaj-klik). Niektóre mam do dzisiaj w szafie....Jakoś wciąż nie mogę znaleźć dla nich zastosowania:)

Sklepy internetowe - tutaj możliwości jest wiele. Sklepów sporo, wybór spory, ceny...hm...różne. Uważaj jednak - czasami cena z pozoru atrakcyjna taka wcale nie jest, bo ta, którą widzisz jest podana nie za mb tkaniny a tylko za pół. Taki "chłyt" marketingowy. Nigdy też nie wiesz jak tkanina, którą kupujesz oczami w sklepie internetowym wygląda na żywo. No, ale internet daje możliwości i warto z nich korzystać.

Inna metoda to wyprawy do second handu. Nigdy nie byłam, ale wiem, że sporo osób tak właśnie zdobywa ciekawe wzory na swoje szyciowe projekty. Ja natomiast zdradzę Wam, że kupowałam nowe zasłony na jednym z portali aukcyjnych i tym sposobem miałam sporo metrów za 2-5 złotych (zawsze na licytacji a o zasłony rzadko kto się bije). Potem przyszedł czas, że odważyłam się kupić swój pierwszy materiał z metra, choć drżałam za każdym razem kiedy siadałam z nim do maszyny. Nie wiedziałam czy będą to pieniądze zmarnowane czy wykorzystane efektywnie. No nie oszukujmy się - kiedy uczysz się szyć, to marnujesz sporo tkanin. Coś nie wyjdzie, coś krzywo wyjdzie.....Poza tym, jeżeli chcesz szyć to miej świadomość, że metr tkaniny to prawie nic. Niby dużo, ale jak dużo ćwiczysz czy dużo szyjesz to taki metr to naprawdę niewiele.

Do tego dochodzi tkaninowe uzależnienie. Idziesz po marchewkę do warzywniaka a wracasz z marchewką i metrem cudownego materiału na jeszcze cudowniejszą spódniczkę dla swojej ukochanej córeczki. Jedziesz na wycieczkę a wracasz z głową pełną wrażeń i metrem wytłaczanej dzianiny punto....Gdziekolwiek się nie ruszysz to czekają na Ciebie cudowne guziki, piękne kwiatuszki do naszywania, bajeczna tasiemka....

Twój portfel ucierpi bardziej, kiedy wpadniesz na pomysł kształcenia się na prywatnych kursach, indywidualnych lekcjach, itp. Sama o takim kursie marzyłam jakiś czas temu, ale niestety w moim mieście takowych nie organizują. No, ale jest też plus - kilka stówek mam w kieszeni, bo z tego, co się orientowałam koszty nauki w innych miastach są dosyć spore. Od kilkudziesięciu złotych za krótkie moduły do kilkuset złotych za dedykowane tematycznie kursy. 

Szyjesz, rozwijasz się. Masz maszynę, masz igły, masz nici i z tkaninami również sobie jakoś radzisz. W zasadzie masz wszystko, ale zapewniam Cię, że szybciutko znajdzie się nowa potrzeba i nowa....Obcinaczka, ostre nożyczki, linijka, pisak samoznikający, kreda krawiecka, centymetr, szpilki (te wciąż mi znikają - pisałam o tym tutaj-klik), stopki do maszyny. Przyjdzie taki moment, że zaczniesz myśleć o nowej maszynie, zastanawiać się czy ta, którą masz jest odpowiednia czy może przydałaby się taka, która ma więcej ściegów, nowe opcje umilające szycie, ciekawe rozwiązania. Przyjdzie taki moment, że pójdziesz do kiosku i kupisz jeden z dostępnych na rynku magazynów z wykrojami za min. 10 PLN a potem, żeby nie biegać po mieście zapłacisz za prenumeratę. Prenumerata to zazwyczaj oszczędność, bo pojedynczy numer w prenumeracie kosztuje mniej niż ten sam kupiony w kiosku. Do tego wystarczy, że raz w miesiącu udasz się do skrzynki. No, ale jakby nie patrzeć to koszt pasji. Możesz skorzystać z darmowych wykrojów dostępnych w sieci i wtedy masz pozorną oszczędność, bo już kartek do drukarki i tuszu nie liczysz:)

Przyjdzie też taki moment, że zaczniesz się zastanawiać po co Ci to wszystko - te nitki biegające po domu, znikające pieniądze z portfela, zarwane nocki - skoro poza satysfakcją własną nie masz z tego szycia nic poza kosztami. No, ewentualnie kilka nowych dekoracji do domu czy ubrań w szafie. Zadasz sobie pytanie:

"Czy warto?".

Prawda jest taka, że szycie to kosztowna pasja. Można sobie z kosztami radzić na wiele sposobów - sprzedawać swoje uszytki (ja nie praktykuję), szyć na zamówienie, szukać sponsorów, odzyskiwać tkaniny z nieużywanych już rzeczy, itp. Można przeliczać, ile się zaoszczędziło szyjąc coś samodzielnie a nie kupując w sklepie. Można. Wszystko można. Żeby jednak móc, trzeba najpierw zacząć:) Jeżeli więc zastanawiasz się czy rozpocząć przygodę z maszyną, to przeczytaj jeszcze raz ten post. Jeżeli przeraziło Cię to wszystko lub chociaż część tego, o czym napisałam, to zastanów się dwa razy zanim wydasz pierwsze pieniądze na swojej szyciowej drodze. Jeżeli jednak nic Cię nie zniechęca, to jesteś na dobrej drodze do szyciowego uzależnienia. Jeśli czytasz ten wpis i jesteś już po stronie szyciowej fascynacji, to podziel się proszę swoimi sposobami na minimalizowanie kosztów, czyli napisz jak szyć i nie pójść z torbami:)

A tak zupełnie na koniec powiem Wam, że mimo kosztów - mniejszych lub większych - szycia nie porzucę. Kocham to siedzenie przy maszynie, po nocach...Mimo, że świadoma jestem, że nie jest to najtańsza pasja to ją realizuję i realizować będę. Czasami szukam oszczędności, ale to nic złego kupić taniej zamiast drożej. Czego i Wam życzę:)







35 komentarzy:

  1. Napisałaś o szyciu i kosztach wszystko, co sama mogłabym napisać. U mnie właśnie proces zaszywania się oraz gromadzenia przedmiotów "niezbędnych" do szycia wyglądał właśnie w ten sposób. Znaczy się wsiąkłam zupełnie :) I mimo szyciowego oraz życiowego doświadczenia niestety nie mam rady, jak nie pójść przy tym z torbami. Uzależniłam się od kupowania materiałów. Dodatków też. Nie jestem w stanie przerabiać tego na bieżąco na ubrania i inne uszytki, więc moje zapasy rosną... Ale ja to uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitkazanitka myślę, że zapasy szyjących rosną niepostrzeżenie - czy się chce czy nie:) U mnie przyszedł taki moment, w którym zaczęłam dostrzegać, że więcej gromadzę niż szyję, więc.....zaczynam więcej szyć, hihihi. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ja co prawda nie szyję "nałogowo", ale wszystko to, co napisałaś, mogłabym kropka w kropkę odnieść do hafciarstwa. Niestety hobby w naszych realiach jakie by nie było, zawsze będzie kosztowne :( Spełnieniem moich marzeń byłoby, gdyby udawało mi się sprzedać choć tyle moich wytworków, by zwróciło się za poniesione koszty materiałów i wzorów, nie wspominając już o czasie... Mimo to nadal haftuję - bo lubię, dla siebie, nawet jeśli moje prace idą do szuflady :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci zatem, abyś zaczęła sprzedawać więcej niż produkujesz:) Ja o sprzedaży nie myślę, więc nie pozostaje mi nic innego jak mieć wciąż koszty:)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy post : ). Wszystko to prawda i tylko prawda : ). Ja czasami szyję na zamówienie ale nie na tyle,żeby móc się z tego utrzymać,a jeśli uda mi się coś na tym szyciu zarobić,to oczywiście koniec końców wszystko tracę na nowe tkaniny,na koronki,na tasiemki ; ). Nowe tkaniny zazwyczaj kupuję w necie,ale tak jak napisałaś trzeba bardzo uważać czy cena jest podana faktycznie za metr ; ). Jeśli szyję coś tylko dla siebie to często udaje mi się coś znaleźć w lumpeksie ale i tu warto być ostrożnym bo na przykład takie zasłony-nie będą poplamione ale mogą być osłabione przez promienie słoneczne i taka tkanina na niewiele nam się zda ; ). Poza tym jeśli chodzi o tkaniny to muszę się pochwalić,że jestem ogromną szczęściarą...Bo kilka lat temu na przeciwko domu moich teściów zlikwidowała się niewielka szwalnia i teściowa za grosze naściągała mi całe stosy różnych tkanin,tasiemek,gumek i różnych innych przydasiów...Niektóre nadal czekają żeby coś z nich uszyć : ). No i oczywiście tkaninowy recycling też czasem ratuje mi szycie : bo coś co było prześcieradłem może stać się zasłonką,a następnie przeobrazić się w poduszkę ; ). Każde hobby jak i również uzależnienie jest kosztowne i już tak chyba pozostanie : ). Ale jaka to przyjemność : ))) ! Pozdrawiam słonecznie i pędzę coś zszyć : ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, naprawdę wielkie szczęście, że teściowa wyłowiła dla Ciebie tyle skarbów. Masz rację, każde hobby jest kosztowne, ale kiedy daje taką frajdę....to nie pozostaje nic innego jak to zaakceptować:) Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  4. Lepiej bym tego nie zebrała i podsumowała! Szycie to kosztowna pasja ale są znacznie kosztowniejsze i bardzej ekstremalne! Wszystko zależy od podejścia. Niestety też popadłam w szmatoholim, co więcej , w brak umiaru w zakupach okołoszyciowych czyli różnych akcesoriów i gadżetów. W tym roku jednak na pierwszym miejscu na mojej liście postanowień noworocznych jest zapanowanie nad tym i bezwzględny umiar w szyciowych zakupach. Niespodziewałam się, że to także może być przyjemne i bardzo kreatywne. Szyć muszę, to nałóg, ale nie mogę kupować więc kombinuję:) Akcję uwalniania tkanin szczerze polecam tak jak kupowanie tkanin w sh w zamian tanich i często nic nie wartych nowych tkanin!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak..zgadzam się w pełni..;] Są duuużo bardziej kosztowniejsze pasje - w domu mam maniaka motoryzacyjnego i przy jego kosztach te moje szyciowe wydają się banalnie niskie :) Co nie zmienia faktu, że szmatoholizm to niebezpieczny nałóg :)

      Usuń
    2. AWA - życzę spełnienia postanowień! Ja takowych strikte szyciowych nie poczyniłam, bo....jakoś nie czułam, że mogłabym je dotrzymać i zrealizować:)

      Natalia - przekonałaś mnie:)

      Usuń
    3. A W-A, podziwiam Twoje dzianiny, klasa!

      Usuń
  5. Ja, swoją przygodę z szyciem na maszynie dopiero zaczynam. Właściwie nic konkretnego (oprócz poszewki na poduszkę) jeszcze nie uszyłam. Oczywiście na kursie szycia już byłam i bardzo tego żałuję - koszt przeogromny (300 zł za 10 godzin + 30 zł za tkaninę) a wiedzy i umiejętności żadnych. Miałyśmy uszyć spódnicę i sukienkę. Nie skończyłyśmy, chociaż Pani prowadząca miała bardzo szybkie tempo i prawie wszystko robiła za nas, żeby było szybciej... Tak więc, z wyborem kursu też trzeba uważać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie cena tych kursów jest dla mnie trochę zaporowa, a do tego mam obawy, czy faktycznie czegoś bym się na nich nauczyła. Lepiej za te pieniądze kupić trochę szmatek i ćwiczyć. Dla mnie najcenniejsze są porady dziewczyn na blogach, rozmaite tutoriale i filmiki na youtube. Naprawdę polecam.

      Usuń
    2. Atyde - no to przykre jakie masz wspomnienia z kursu. Zawsze mi się wydawało, że taki kurs bardzo mógłby mi pomóc, ale pewnie masz rację, że trzeba z rozwagą wybierać miejsce, gdzie zostawimy pieniążki wierząc, że się czegoś nauczymy. Zgadzam się z Kitkaznitka, że i tak nic nie zastąpi treningu:) Ja w zasadzie z braku możliwości szkoleniowych wybrałam opcję - lepiej kupić materiały i ćwiczyć niż dojeżdżać gdzieś daleko, aby się szkolić:) Jakoś mi się udaje:)

      Usuń
  6. Post świetny! Zastanawiałam się ostatnio, czy nie zrobić właśnie takiego podsumowania mojego szycia, ale teraz już nie muszę ;)
    A ja bym dodała do całej listy jeszcze jeden sposób na oszczędności materiałowe :) Zdarza mi się kupować końcówki tkanin. Zostają często w pasmanteriach takie właśnie kupony. Po +/- 50 cm. Niby niedużo, ale np. na spódnicę może starczyć. A ceny niższe niż za metr. No i są jeszcze hurtownie, gdzie też czasem można na coś ciekawego trafić.
    Są jeszcze podchwytliwe akcesoria do szycia. Część z nich jest przydatna, ale część to już tylko moim zdaniem zbędne bajery... :) Oczywiście każdy ma swój "niezbędnik" i jest to kwestą gustu, przyzwyczajeń i potrzeb. Warto się 2 razy (albo i 20) zastanowić przed zakupem, "czy ja na prawdę tego potrzebuję?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też ostatnie zaopatruję się właśnie w końcówki. Mam taki sklep z dzianinami, w którym można naprawdę tanio kupić końcówki. Niestety głównie dzianin, więc mimo braku owerloka namiętnie dzianiny eksploatuję na mojej silverce:)

      Usuń
  7. Akurat jestem w momencie, o którym piszesz: myślę i myślę o nowej maszynie. A przecież nie potrzebuję. Przecież stara się sprawdza. Przecież jak już kupić to co najmniej jedną klasę (i kasę) wyżej. Stąd już tylko krok do intensywnego myślenia o owerloku... ;)
    Tak, szycie to studnia bez dna. I tak mi się już polepszyło i na bieżąco kupuję już tylko materiały nazwijmy je eksploatacyjne, bo na starcie musiałam mieć JUŻ i TERAZ wszystko: nową (ale i tanią) maszynę, kilka zestawów nici, parę rodzajów nożyc, nożyczek i nożów, matę krawiecką, komplet stopek,nie mówiąc o drobnicy: prujkach, nawlekaczach, igłach w 5 rodzajach (a szyję przeważnie płótno bawełniane), igielnikach, kredzie, mydle, pisakach, ekierkach, kilku centymetrach w różnych miejscach, no długo by wymieniać...
    Wiele z nich używam stale i z lubością, ale są takie niemal nie skażone moją ręką.
    Tak więc obowiązkowe i parę nadobowiązkowych przyborów krawieckich mam odhaczone, ale z kolei z lubością zasilam budżet pasmanterii i sklepów w tkaninami ;-) Najbardziej mnie gubi moje kupowanie "przy okazji". Tzn. zamawiając (w sklepie internetowym, jestem w sumie na nie skazana) jedną - dwie upatrzone tkaniny z już określonym przeznaczeniem domawiam jeszcze kilka innych, bo przy okazji, bo koszty wysyłki, bo takie ładne...
    Jeśli jeszcze czas na postanowienia noworoczne, to chętnie poszłabym tą drogą co A W-A - drogą umiaru i opanowania się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rudolfinko - do mnie myśli o nowej maszynie powracają jak bumerang od jakiegoś czasu. Pojawia się wielka chęć i potrzeba po czym włącza mi się głos rozsądku i rezygnuję. I tak co jakiś czas:) Tyle tylko, że ja chyba jednak najpierw zdecyduję się na owerlok, bo maszyna daje radę....
      Kupowanie "przy okazji" - nawet mi o tym nie mów:) Też tak mam, ale żeby nie pójść całkiem z torbami postanowiłam nie kupować przez internet, bo jak robiłam zamówienie na guziki to od razu wrzuciłam do koszyka jakąś tasiemkę, lamówkę, itp.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Nakierowałaś mnie na właściwe tory. Tak, owerlok najpierw (co nie znaczy wkrótce), bo silverek jakoś mnie nie zawodzi odpukać! ;-) Nawet się cieszę, że zaczęłam szycie od całkiem nowej maszyny, bo nie zniechęciłam się dość trudną regulacją (zwłaszcza dla beginnerów) tych starszych stębnówek. Zgrzeszyłabym gdybym go teraz wymieniła na nowszy model.
      Nie szyję ciuchów, tym bardziej dzianin, ale myślę że mogłabym ... na owerloku. No to czekam na okazję, może znów się trafi w sklepie na literę L ;-) Ale na pewno nie będzie już to spontaniczna decyzja, tylko przemyślany wybór. Pomału, pomalutku kombinuję w tym kierunku, gdy podziwiam Twoje dzianinowe wyczyny.

      PS. Dziewczyny, a czy któraś z Was w końcu zakupiła lidlowego owerloka? Jeśli tak, to jakie wrażenia?

      Usuń
    3. A ja się cieszę, że zaczęłam od starej, zwykłem maszyny, bo teraz nic nie jest mi straszne, hihihi. Ja owerloka właśnie chcę kupić świadomie. Czytam dużo, zbieram opinię, itp. Zanim kupię chciałabym spróbować. Znam kilka zadowolonych użytkowniczek signerowskiego owerloka ze sklepi na literę L:) a ja nie wiem czy kupiłabym ten model czy coś innego. Czytam na razie i dumam...bo pewnie niedługo owerloki się pojawią i chciałabym wiedzieć czy brać czy nie brać:)

      Usuń
    4. Stara maszyna jak widać ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, a pewnie wprost proporcjonalnie do zaawansowania użytkowniczki więcej tych dodatnich :D
      Nie mam wielkiego parcia na owerlok, nie znam nawet swoich oczekiwań co do jego funkcji, ba, znamy się tylko z widzenia, natomiast myślę, że Twoje zainteresowanie jest w pełni uzasadnione kierunkiem Twojej szyciowej ewolucji. Ty z pewnością byś skorzystała, ja być może.
      Moja krawcowa mówi, że nie wyobraża sobie życia (znaczy się szycia ;) bez owerloka, ciekawe czy dałaby mi spróbować? Nie sądzę! ;-)

      Usuń
  8. Święta prawda :) Ja wykorzystuję często nienoszone już ubrania i przerabiam na rzeczy dla córek :) Szycie to uzależnienie. A najbardziej doceniam je w przypadkach, kiedy córka mówi: "Mamo, jutro mamy w szkole dzień na niebiesko i potrzebuję coś niebieskiego". A mama wtedy przeszukuje wszelkie zasoby tkaninowe, znajduję 40 cm materiału w kolorze niebieskim i szyje szybko spódniczkę dla córki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z tymi przeróbkami jeszcze sobie słabo radzę:) A umiejętność szycia rzeczywiście przydaje się w życiu codziennym, co nawet ja już zaczynam doceniać:) Pozdrawiam

      Usuń
  9. Hmm dobrze ,ze tego nie przeczytalam zanim maszyne kupilam hahaha :) Tak jest ,wszystko pokoleji ,tez tak mialam :) Ale ale i trzeba wlasnie przez to przejsc ,juz tak jest :) Po przeczytaniu Twojego posta mysle ,ze moze i zrezygnowalabym z zakupu ,z prob czy to wogole jest dla mnie :)
    A co do maszyny to kupilam wlasnie nowa :) haha Ale przedewszystkim dlatego ,ze moja przy szyciu czasem wpada w wibracje i zarowke przepala ii tak bo chcialam miec wiecej sciegow ,poniewaz uwielbiam je wykorzystywac :)
    Super post Ci wyszedl ,wazne uwagi sa dla poczatkujacych i przestrogi. Kazde hobby mysle nie jest tanie. Ale co by to bylo za zycie gdybym tego hobby ,tych przyjemnosci przy maszynie ,czy pedzlu nie poznala , mysle ,ze nudne :) Zycze Ci Milego Weekendu :)
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aguska31 - oj, mój post nie miał wcale za zadanie zniechęcać:) Cieszę się, że nie napisałam go zanim zaczęłaś szyć:)

      Usuń
  10. U mnie finanse nie są problemem, bo zawsze można sobie jakoś poradzić tak jak napisałaś. U mnie najgorszy jest BRAK CZASU. Ciężko mi wygospodarować czas na szycie tak żeby nie zaniedbywać pracy. Weekendy mi zostają do dyspozycji...ale jak czegoś nie zdążę zrobić i muszę czekać do następnego to zdarza się, że już nie wracam do projektu :( Od kiedy zaczęłam szyć to tak się wkręciłam, że myślę o tym jak tu rzucić pracę żeby szyć :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystko co napisałaś to prawda. Ja zaczynając swoją przygodę nie pożyczyłam maszyny (a mogłam), ale od razu kupiłam, nie wiedząc czy szycie mnie wciągnie. Pasja jest droga, ale uszyć coś własnoręcznie to coś więcej. Mieć hobby, które wypełnia wolny czas to dużo lepsze niż spędzanie czasu przed TV.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgadza się, nasze pasje tanie nie są. Ale jakie nasze życie było by szare i nudne bez tych naszych rękodzielniczych poczynań. Myślę, że gdybyśmy nie wydały pieniędzy na przydasie to wydałybyśmy na co innego- kosmetyki, torebki...
    Przecież to co robimy sprawia nam przyjemność a to jest najważniejsze. I powinnyśmy bez wyrzutów sumienia oddawać się swoim pasjom.
    Ty Adelo i tak jesteś szczęściarą bo pokochałaś tylko szycie. A co ja mam powiedzieć? Na mojej liście rzeczy koniecznych do kupienia są przydasie do szycia, deku, karteczkowania a nieraz też do koralikowania :)) I z lubością oddaję się moim małym przyjemnościom :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajny post :)
    chyba każda pasja, która wciąga ponosi za sobą konieczność "dorabiania" się kolenjych niezbędnych akcesoriów. Nie do końca uważam, ze szycie jest tak drogą pasją. Można przeliczyć ile kosztuje spódniczka w sieciówce - np.50 zł. A ile na nią potrzebujemy materiału? Pewnie z 0,7 m lub mniej, do tego zamek, nitka....no może jeszcze podszewka. Jeśli wybierzemy materiał z przedziału do 30 zł/m i oczywiście nie doliczymy sobie kosztu naszej własnej robocizny ;) - to taka sama spódniczka wyjdzie nam za jakieś 25-30-parę zł :)). Gorzej jak zaczynamy szaleć z tkaninami.... no tu już zguba gwarantowana :D. A ile mamy plusów tej pasji? Np. uszyjemy sobie coś , co nam się podoba, coś niepowtarzalnego, na wymiar i jaka satysfakcja :).
    Dla mnie zmorą jest gromadzenie wszystkich potrzebnych akcesoriów i materiałów. Szafki pękają w szwach... A jak idę do pasmanterii po zamek to wracam jeszcze z trzema rzeczami ;)
    Z kupowaniem tkanin na zapas trochę przystopowałam ;)
    Super wpis dla wszsytkich, którzy zaczynają przygodę z szyciem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Każde hobby uzależnia i każde kosztuje... są jeszcze droższe jak jeżdziectwo, sporty ekstremalne itp. Każdy dostosowuje swoje wydatki do zasobności portfela. I to tyle w kwestii rozsądku, reszta to tylko radość i satysfakcja z kolejnej uszytej rzeczy, kolejnego kupionego gadżetu :D
    Ja sama zrezygnowałam z prenumeraty, bo jak się okazuje nie w każdym wydaniu znajduję coś dla siebie, więc kupuję na wyrywki, kupuję też zasłonki w sh, bo po pierwsze są tanie jak barszcz, a poza tym jakość tkanin często jest lepsza niż najtańszej nowej bawełny no i internet, ale tutaj faktycznie trzeba uważać, dobrze jest na początku zamówić małe ilości i przekonać się o rzetelności sprzedawcy, niż od razu kupić za dużą kwotę, a potem okaże się że np. tkaniny są wadliwe lub niezgodne z opisem.
    Bardzo ciekawy post. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, każde hobby to jednak wiąże się z kosztami. Muszę chyba zajrzeć do sh, bo już tyle osób poleca....

      Usuń
  15. Świetnie to wszystko opisałaś!!! Cała prawda o szyciu :) Też cały czas szukam i kombinuję, gdzie można kupić coś niebanalnego ale w dobrej cenie. Tkaniny są przepiękne, patrząc na jakąś od razu mam natłok myśli - co mogę uszyć, ile wyjdzie, itp ;) Fajne materiały zawsze upoluję w leroy merlin - nie jestem w stanie ominąć kosza z resztkami, a także w second handach - tam można znaleźć perełki, tylko trzeba mieć sporo czasu na szperanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kiedyś bazowałam na leroy, ale od jakiegoś czasu nic nie ma:( Do second handu jeszcze się nie wybrałam, ale obiecuję sobie, że i tam trafię, bo tak wszyscy zachwalają:)

      Usuń
  16. Czytam Twój blog od deski do deski i trafiłam właśnie na wpis o kosztach. Prawda jest taka, że każda pasja kosztuje. Nie można tego przeliczać w ten sposób. Jedyna pasja, która nie kosztuje (pozornie) to plaszczenie czterech liter przed tiwi. Z blogów szyciowych dowiedziałam się, że umiejąc szyć można rzeczywiście te koszty zminimalizować. Jak się popatrzy na cenę metra bieżącego tkaniny a potem porówna do ubrania ze sklepu, to wychodzi na to, że z takiego metra wyjdzie nam kilka rzeczy, a z ubrania ze sklepu pierwsze co wyjdzie, to wszystkie nitki a następnie kolory w praniu. A z tkaniny zawsze zostają ścinki, które też można przerobić w coś pięknego. I właśnie, można znaleźć mnóstwo inspiracji w ciucholandach i z tych tkanin tworzyć cuda i wcale wtedy drogo nie wychodzi. Mam swoją pasję najpierwszą i jest nią malarstwo olejne i rysunek, koszty też spore, pędzle, farby, blejtramy, terpentyna i nie ma z tego zarobku, a malować trzeba, bo dusza każe. Krawiectwo czy to zawodowe czy hobbystyczne to też twórcza pasja a twórczości raczej nie należy kalkulować. Tak moim skromnym zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj Adela, przez Ciebie jeszcze tej maszyny nie kupię.....:)Cieszę się, że trafiłam na ten post. Właśnie w Lidlu będzie maszyna za tydzień i tak sie zastanawiam, czy nie rozpocząć przygody? Tak mi sie marzy, ale po to aby nie płacić za drobne naprawy krawcowej po 15-20 zł. Nie potrafię szyć i mam starego Łucznika w szafie od teściowej, ale on z 15 lat w tej szafie przeleżał i wymaga porządnej regeneracji a to koszt ok 200 zł. To może nową maszynę? Mam córę 11 lat która siebie zaczyna przerabiać za małe rzeczy, a to kieszonki doszywa, a to nogawki skraca może i ona skorzysta...A jak nie poczuję blusa?? Wszystko przez te pieniądze hahaa,a obejrzałam filmik z reklamy lidlowskiej i spać nie mogę ;) Taki kocyk minky mi się marzy, szkoda mi na niego kasy ale może sobie uszyję... mam taki chaos w głowie tak jak w tym poście...Wiem jedno, że ze starym łucznikiem nie będę szyć bo on jest bez osprzętu, wszystko trzeba dokupić, zakurzony...a ta maszyna z Lidla taka dla tempaka :)))) domyślna....może jednak kupie, a na allegro sprzedam tego Łucznika. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam, uwielbiam! Dzięki za ten i wszystkie artykuly. Super blog, naprawdę fajny :) szczegółowe porady odnośnie różnych typów szyć oh oh ah ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Zaangażowałam się w 100% tworząc ten post. Teraz czas na Ciebie, bo przecież wspólnie tworzymy ten blog, choć ja nim administruję. Będzie mi niezwykle miło, jeżeli:

a) zostawisz komentarz pod wpisem - każde Twoje słowo to dla mnie cenna wskazówka i sygnał, że jesteś ze mną
b) polubisz mój profil na FB - dzięki temu będziemy w ciągłym kontakcie
c) możesz mnie śledzić na Instagram i Pinterest, gdzie oprócz szyciowych tematów pokazuję troszkę mego prywatnego życia, ale uprzedzam - nie robię tego zbyt często (brak odpowiedniej ilości czasu)

Jeżeli ten wpis uważasz za cenny, podziel się nim proszę ze znajomym, udostępnij na swoim profilu w mediach społecznościowych.

TOP